środa, 29 lipca 2015

wtorek, 28 lipca 2015

Wiśniowo...




Gdy ci się kiedyś przyśni
na przykład gałązka wiśni,
to wiedz,
że to znaczy szczęście –
bo wiśnia we śnie znaczy,
że koniec twej rozpaczy
i że będziesz szczęśliwy
coraz częściej.



Konstanty Ildefons Gałczyński

1935

poniedziałek, 27 lipca 2015

Od świętej (H)anki zimne wieczory i ranki





Tak oto pięknie obchodziliśmy pierwsze imieniny Hani. Było ciepło i miło. I nie mówię o pogodzie, chociaż ta była wymarzona. Ciepło i miło było w naszych sercach, wokół nas... Nasza Hanna (hebr. han­nah - łaska), nasza łaska...

Małe spa w ogrodzie, w basenie pełnym kosmosów.




Papierówka u dziadków pierwszy raz owocowała. Pierwsze jabłuszko na pierwsze imieniny :)



Niedzielny spacer z mamą i tatą oraz moczenie nóżek w fontannie.



Wycieczka nad Czechowice i plażowe szaleństwo.



To wszystko jednego dnia :)

Korzystamy z lata ile się da, łapiemy promienie słońca, bo w końcu Hanna (26.07) to już przecież... jesienna panna :) 


niedziela, 26 lipca 2015

Dwa brzegi ponad tęczą w lipcowych kadrach





We wstępie książki Ewy Pisuli-Dąbrowskiej "Dwa brzegi ponad tęczą" zatytułowanym Kazimierska choroba Zdzisław Skrok napisał: Lektura ta jest jednak tylko dla wybrańców. Tylko tych olśni i zachwyci. Tych, którzy popadli w kazimierską chorobę albo są na dobrej ku niej drodze. A niewtajemniczeni nie mają tu nic do szukania.

Ja już dawno zapadłam na kazimierską chorobę. Kazimierz Dolny skradł moje serce. Kocham do niego wracać. Książka "Dwa brzegi ponad tęczą" olśniła mnie i zachwyciła. Jest to zbiór opowiadań o Kazimierzu i jego mieszkańcach, ale nie tylko... Pięknie ujęła to moni-libri: "(...) Dwa brzegi ponad tęczą raczej się smakuje, nie pochłania. Raczej długo maluje się obraz według wskazań Ewy Pisuli-Dąbrowskiej, czekając jego wyschnięcia, aby barwy się nie rozmyły, kolory nie rozmazały. I właściwie – nie opowiem o czym jest książka, bo nie sposób, ale to garść wspomnień z przeszłości, uwag do teraźniejszości, myśli niewypowiedzianych, żywych ciągle obrazów. W tej książce, jak mówi sama autorka:

… podzieliłam się tym, co do mnie z czasem wróciło.

Echem.

Echem niesionym wiatrem, naznaczonym losem.

Było zmiennie słyszalne. Czasami było jak zapach.

Ulotne.

Bywało, że czekałam, aż zapach wejdzie w reakcję ze skórą, odparuje i pozostaną jedynie odczucia. Echo.

(...)"


Gorąco polecam, wspaniała lektura.


A tymczasem kadry z pięknego i gorącego pierwszego dnia lipca. Miesiąc przywitaliśmy w Kazimierzu...



































poniedziałek, 20 lipca 2015

Zawsze znajduj czas na małe przyjemności, to z nich tworzy się duże szczęście...


Wróciłyśmy do domu. Pierwsza część wakacji za nami. Spędziłam z Hanią, moją Mamą i siostrzeńcem Iwusiem trzy piękne tygodnie w "naszych" Górach Świętokrzyskich. Nie było lekko :) Dwoje kochanych, przeuroczych łobuzów dało nam w kość :) Iwuś dwuletni superbohater, z ogromną wyobraźnią, żądny przygód, uwielbiający wszelkie eksperymenty z przelewaniem i wylewaniem wody, herbaty, mleka i wszelkich innych płynów oraz Hania jedenastomiesięczna torpeda, przemieszczająca się coraz szybciej i coraz dalej, ciekawa wszystkiego...
Gdy dwa żywe srebra późnym wieczorem zasypiały - my ogłuszone ciszą, nawet nie miałyśmy siły rozmawiać :) Te trzy tygodnie to był bardzo dobry czas wypełniony wycieczkami, spacerami, szaleństwem od rana do nocy na świeżym powietrzu. Małymi przyjemnościami. Było ich dużo dla dzieci, ale sporo też dla nas :) Nasze małe przyjemności... zerwany bukiet na łące, koszyk czereśni, uroczy wyszywany obrus wyszperany w second handzie, piękny kadr w aparacie, kawa na tarasie z widokiem na las... 

Czerwcowe, czereśniowe zbiory.


Bodzentyn w poniedziałek (dzień targowy). Intensywnie spędzony czas i krótka regeneracja sił w drodze powrotnej do domu :)


Na trasie- wiatrak typu holenderskiego Swarszowice. 


Hania zaczęła coś tłumaczyć Iwusiowi, a on albo nie zrozumiał, albo niezainteresowany tematem postanowił... założyć jej kapelusz :) 


Takie piekarnie jeszcze istnieją :) Bodzentyn


Zagroda Czernikiewiczów w Bodzentynie -najstarsza i jedyna tak kompleksowo zachowana małomiasteczkowa zagroda znana z terenów Kielecczyzny. Piękne miejsce, aż wstyd się przyznać- przez nas odkryte dopiero w tym roku.




Małe przyjemności...





Dzieci zadowolone, uśmiechnięte,  czego chcieć więcej... :)