O XVIII Jesiennych Targach Sztuki Ludowej przeczytałam w Werandzie Country jakieś dwa miesiące temu. Pomyślałam -czemu nie jechać?
Zaznaczyłam w kalendarzu 7 październik- w sierpniu to była bardzo
odległa data :)
Pogody na dzisiejszy dzień niestety nie udało się zaczarować.
Było zimno i deszczowo. Imprezy plenerowe zostały podejrzewam odwołane.
Wystawcy, którzy przyjechali z całej Polski,bardzo zmokli i zmarzli.
Odwiedzających nie było za wielu.
Pomimo wielu niedogodności spędziliśmy bardzo miło czas :)
Spacerowaliśmy od zagrody do zagrody, w każdym domu przedstawiano sztukę rzemieślniczą ginących zawodów. Był warsztat rzeźbiarza, kowala, stolarza, wikliniarza, garncarza oraz pokazy: przędzenie na kołowrotku, tkania na krosnach, wykonywania lalek w strojach ludowych.
Zmarznięci wchodziliśmy do ciepłych izb, w których były rozpalone piece.
Panie zapraszały do stołu, częstowały wodzionką, chlebem i racuszkami.
Opowiadały o dawnym życiu na opolszczyźnie, tradycjach i rzemiośle.
Wchodziliśmy do każdej zagrody i chałupy. Pracownicy muzeum chętnie oprowadzali po izbach wyjaśniali
co, gdzie i dlaczego.
Było nas ciekawskich mało więc w kameralnym gronie,
bez pośpiechu korzystaliśmy z czasu jaki nam poświęcili przewodnicy.
Lubię odwiedzać skanseny,ale zazwyczaj jest to latem, w słoneczne dni. Dzisiejszy zimny i mokry dzień po raz kolejny uświadomił mi potęgę domowego serca domu - pieca. Byłam, zobaczyłam, chwilami zachwyciłam się, ale doceniam jeszcze bardziej warunki dzisiejszego życia, mój dom i ciepło...:)
Przemarznięta, zadowolona z kubkiem gorącej herbaty z cytryną i ciastem marchewkowym, pozdrawiam...