wtorek, 24 września 2013

Świętokrzyskie: w odwiedzinach u Popielów

Wczoraj wieczorem na głównej stronie onet.pl znalazłam artykuł o największych atrakcjach województwa świętokrzyskiego. Dla zainteresowanych podaje link: http://poznajpolske.onet.pl/gallery/swietokrzyskie-najwieksze-atrakcje,1519.html. Zmobilizował mnie on do napisania tego posta. 
Jak zwykle targają mną skrajne emocję. Z jednej strony bardzo się cieszę, że coraz więcej ludzi dostrzega piękno tego regionu i odwiedza go, z drugiej strony kocham te miejsca za ciszę i spokój, bez zgiełku i turystów. Z jednej strony budujące jest to, że ludzie zaczęli dbać o swoje obejścia wokół domów, skwerki, rynki- zauważyli źródło dochodu w turystyce, inwestują pieniądze i prace w swoje otoczenie, tworzą infrastrukturę dla odwiedzających, ale z drugiej strony wszystko się zmienia, nie jest już takie jak było: naturalne, zapomniane, a przez to urokliwe- takie jak we wspomnieniach z wakacji... z dzieciństwa. 
Chciałam pokazać kilka świętokrzyskich perełek moimi oczami. Kocham ten region za wiele rzeczy i pomimo wielu...

Dzisiaj Kurozwęki. Pałac w Kurozwękach z oryginalną elewacją w kolorze różu pompejańskiego ma swój nieodparty urok. Lubimy odwiedzać Kurozwęki w środku tygodnia, gdy odpoczywają one po gwarnych weekendach. Położyć się nad rzeką, pod starymi lipami z cudownym widokiem na pałac, oficynę i oranżerię, wdychać zapach cudownie kwitnących dookoła róż. Możemy tak spędzić pół dnia, chłonąc atmosferę tego zakątka.
Pałac w latach 90-tych został odzyskany przez rodzinę Popielów, która stara się przywrócić dawną świetność temu miejscu. W pałacu znajduję się małe muzeum: skarby i pamiątki rodziny Popielów oraz zbiory obrazów Józefa Czapskiego. Miejsca te zwiedza się z przewodnikiem. Jest tam jedna przemiła Pani (oprowadza wycieczki i jest miejscową florystką-stroi kościół, pałacową kaplicę i sale na wszelkie uroczystości), która bardzo ciekawie opowiada historię tego miejsca i rodziny Popielów, często historyjki i anegdoty, ciekawostki o których inni nawet nie wspominają. Rodzina Popielów w pałacu prowadzi hotel i restaurację oraz na otaczających park polach jedyną w Polsce hodowlę bizonów amerykańskich. Widok stada bizonów jest imponujący. Niestety, przynajmniej dla nas w pałacowych punktach gastronomicznych serwowane jest mięso z bizona. To nas nie przekonuje. Bardzo lubimy odwiedzać pałacową restaurację i obowiązkowo wstępujemy na kawę do oranżerii, ale wybieramy inne menu. 
Rokrocznie w Kurozwękach w miesiącach od lipca do października udostępniony jest dla odwiedzających labirynt w kukurydzy lub konopi włóknistej. Jest to niesamowita frajda dla dzieci. Inne rozrywki to między innymi lochy pełne tajemnic oraz safari bizon.  
Wątpliwymi dla mnie atrakcjami jest mini zoo (ogólnie nie lubię zoo, więc mogę nie być obiektywna), paintball (nie pasuje mi ta forma rozrywki w tym miejscu) oraz pizzeria na pięknym pałacowym dziedzińcu. Niestety intensywny zapach pizzy unosi się często po pałacowych korytarzach. Nie wiem może jestem przewrażliwiona i się czepiam :) Pomimo tych kilku ale, wrócę tam na pewno jeszcze nie jeden raz... 














































Dobrej nocy...

niedziela, 22 września 2013

Trochę o lecie...

Dzisiaj pierwszy dzień jesieni. Niestety zabrakło mi lata na pisanie postów na bieżąco. Moje podróże dopiero się skończyły, walizki jeszcze nie rozpakowane. Zabrakło czasu na pisanie postów, ale za to lato (ale mi się zrymowało:) wykorzystane maksymalnie. 
Miesiąc spędziłam w moich kochanych Górach Świętokrzyskich. Moi rodzice mają tam dom. Drewniany z dużym tarasem ukryty w Puszczy Jodłowej. Myślę, że bardzo niedawno tak naprawdę doceniłam jego istnienie. Gdy byłyśmy małe ja i moja siostra spędzałyśmy w nim przynajmniej dwa miesiące w roku. Mamy stamtąd piękne wspomnienia, prawdziwych, beztroskich wakacji. Później wydawało nam się, że jest w naszej enklawie nudno i nie ma co robić (teraz mój 15-letni brat jest na tym etapie). Ciągnęło nas w wielki świat i duże kurorty. Żeby tylko coś się działo, dużo ludzi, gwar. Ten okres już za nami. Chyba dojrzałyśmy :) 
Teraz uważamy, że to NAJPIĘKNIEJSZE miejsce na ziemi. 



Nie ma nic przyjemniejszego niż kawa na tarasie w koszuli nocnej, bez pośpiechu. Widok na las, łąkę i odgłosy przyrody. Taka kawa ma niepowtarzalny smak. Będę na nią czekać cały rok. 
Do okien sypialni zaglądają nam sikorki, które mieszkają w starej jabłoni rosnącej za domem. Jabłoń ta jest piękna, pnie się po niej dzika róża, która cały rok przystraja leciwe drzewo w kwiaty i owoce. 




















































































Były to pierwsze wakacje mojego siostrzeńca. Wydaje mi się, że on też już pokochał to miejsce. Jak myślicie?:)





W naszym domku w leśnym zakątku nie mamy telewizora i stałego łącza internetowego. Nie mamy bieżącej wody i pralki automatycznej. Mamy piękny jodłowy las, krystalicznie czystą wodę w strumieniu i niezastąpioną Franię, która służy nam od wielu lat. Wakacyjne pranie to u nas rytuał. Frania, tara do prania, żeliwna balia -eksponaty, które niektórzy uważają już za typowo dekoracyjne w naszym wakacyjnym domu są w ciągłym użyciu. Pranie odbywa się na tarasie lub przy studni. Najpierw grzejemy wodę, ciepłą wlewamy do Frani-pierzemy, Frania miło furgocze. Wyprane zanosimy do strumienia, tam nabieramy czystą wodę do bali i płuczemy. Czyste, bielutkie rozwieszamy na sznurach na tarasie. Zapach tego wakacyjnego prania -niepowtarzalny. Takie proste czynności mają tam całkiem inny urok, a co najdziwniejsze... można z nich czerpać radość.















Na pewno jeszcze nie raz tej jesieni powrócę na blogu do wakacji, nie tylko tych świętokrzyskich. Wiele pięknych miejsc udało mi się tego lata odwiedzić. Uwielbiam tą energię, którą zabieram ze sobą z tych zakątków, mam nadzieję, że wystarczy mi jej na całą długą jesień i zimę.

Ciepłej nocy Wam życzę- dzisiaj pierwsza jesienna. Dobranoc.