piątek, 28 listopada 2014

Co to? Renifer ?! :)


Święta tuż, tuż... Renifery wyjechały na drogi :) Jednego spotkałyśmy z Hanią dzisiaj na spacerze :)




Zaciekawiona Hancia na zakupach...


...niestety ząbki dają nam się we znaki.


Hancia już śpi, więc wykorzystam czas i idę na strych wyszperać ozdoby adwentowe. W tym roku mam znacznie mniej czasu na przygotowania przedświąteczne. Może nie będzie nowych hand made ozdób choinkowych, czy sześć rodzajów świątecznych ciasteczek bo czasu brak, ale będą to najpiękniejsze Święta :) Najpiękniejsze, bo pierwsze z moim Marzeniem- Hancią.

Dobrej nocy...




niedziela, 23 listopada 2014

Niedzielne kadry








„uśmiech późnej jesieni”
późna jesień listopadowa
szarością świat owinęła
mgłą jak szalem co schował
ulice,domy, krzewy i drzewa

ciemne nagie gałęzie skrzypią
na silnym wietrze ,ku ziemi
kłaniają się ,wiatr je wygiął
niebo płacze łzami deszczowymi

a kiedy słońce zaświeci na przekór
jesieni złociście choć tylko czasami
uśmiech wywołać umie w człowieku
i rozświetlić szary nieba aksamit…

17.11.2014r.(cichosza)










Po prostu Hanka :)




sobota, 22 listopada 2014

W poszukiwaniu zimowych smaków

Zima dla mnie smakuje sokiem malinowym, imbirem, pomarańczami, cynamonem i goździkami, pieczonymi jabłkami, bakaliami, grzańcem (chociaż już drugi sezon dla mnie niedostępnym :) w tamtym roku ciąża, a w tym roku karmienie)... mogłabym jeszcze długo tak zimowe smaki wymieniać, ale przede wszystkim smakuje mi piernikami. 
Dlatego, gdy przeczytałam przepis na ciasto drożdżowe z pierniczkami, powidłami śliwkowym i kruszonką przeczuwałam, że będzie pyszne :)




Doskonałe na zimne, zimowe wieczory, adwentowe oczekiwanie i magiczny świąteczny czas. Łączy wszystko to co najlepsze z zimowych smaków.




  

Przepis pochodzi ze strony http://www.malacukierenka.pl/ciasto-drozdzowe-z-pierniczkami-powidlami-sliwkowymi-i-kruszonka.html

Składniki:

Ciasto:
35g świeżych drożdży
1/2 szklanki ciepłego mleka
1/2 szklanki cukru
2 jajka
1/2 szklanki oleju
2 i 1/3 szklanki mąki pszennej (użyłam tortowej)
Masa piernikowa:
100g pierników
1 łyżka przyprawy do pierników
400g powideł śliwkowych
1 łyżeczka rumu
Kruszonka:
80g miękkiego masła
110g mąki pszennej (użyłam tortowej)
80g cukru

Ciasto:
1. Do miski przełożyć drożdże i zalać je ciepłym mlekiem, mieszać, aż drożdże się rozpuszczą.
2. Do mleka z drożdżami dodać cukier, jajka i wlać olej, wymieszać mikserem na niskich obrotach.
 Na końcu dodać mąkę i wymieszać  mikserem, aż powstanie gładkie ciasto (ciasto będzie dosyć rzadkie). Przelać je do blaszki o wymiarach 25x30cm wyłożonej papierem do pieczenia, wyrównać.  Nakryć je ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na 60 minut do wyrośnięcia.
Masa piernikowa:
3.Pierniki zetrzeć na tarce z drobnymi oczkami. Dodać do nich powidła, przyprawę, rum i wymieszać (jeśli masa będzie bardzo gęsta, proszę dodać 1 łyżkę wody lub rumu).
Kruszonka:
4. Mąkę wymieszać z cukrem, dodać pokrojone masło i rozcierać/zagniatać palcami, aż powstanie kruszonka.
5. Na wyrośnięte ciasto drożdżowe wyłożyć równomiernie masę piernikową (najlepiej przy pomocy łyżeczki). Następnie wierzch posypać kruszonką i ciasto wstawić do nagrzanego piekarnika. Piec w temperaturze 180oC na funkcji góra-dół przez około 35 minut. Piekłam na najniższym poziomie piekarnika.
6. Ciasto podawać ostygnięte, pokrojone na kwadraty.






Polecam :) Mojemu siostrzeńcowi najbardziej smakowała maślana kruszonka, wyjadał ją paluszkami z foremki :)



piątek, 21 listopada 2014

Gliwickie precle





W komentarzu pod ostatnim postem Fibbi zapytała mnie co to za budka na zdjęciu ze spaceru. I odżyły wspomnienia z dzieciństwa :)
Gdy byłyśmy małe ja i moja siostra bardzo dużo wędrowałyśmy z moją mamą. Często zamiast jechać gdzieś autobusem na targ czy do babci, spacerowałyśmy. Nie rzadko nadrabiając drogi mama pokazywała nam nasze miasto. Miałyśmy swoje miejsca, ulubione wystawy sklepowe, małe rytuały. Jednym z nich były precelki. Były dwie maleńkie piekarnie, gdzie pieczono te precelki. Jedna przy ulicy Tarnogórskiej, druga niedaleko placu Mickiewicza w Gliwicach. Piekarnie te znajdowały się nie przy głównych ulicach, ale w podwórkach. Trafić tam można było bezbłędnie - po cudownym zapachu pieczonych precli. Mama kupowała nam te z makiem świeże, cieplutkie, prosto z pieca.  
Odkąd pamiętam precelki te można było kupić również na rynku,co prawda już nie takie pyszne, bo zimne :) Niegdyś sprzedawane były właśnie w takiej oto budce.




Dzisiaj nie ma już tych małych piekarenek w podwórkach. Nęcącego zapachu na ulicach.  Budka na rynku stoi zapomniana. 
Na dzisiejszy spacer z Hanią wybrałyśmy się w poszukiwaniu gliwickich precelków. Znalazłyśmy na rynku, nie za piękny, zielony wózek z preclami. Bardzo miłą i bardzo zmarzniętą panią, która sprzedawała precle wypytałam, co i jak. Okazuje się, że istnieje jeszcze piekarnia w Gliwicach, która je piecze, na rynku ludzie chętnie je kupują i ogólnie precle mają się dobrze i nie zamierzają zniknąć. 




Kupiłyśmy te z makiem. Dobre, ale tamte wiele lat temu były lepsze :)






Chociaż jesteśmy już dużo starsze- ja, moja siostra i mama wciąż lubimy wędrować. Dalej mamy swoje małe rytuały, z biegiem lat trochę się one zmieniły. Teraz zamiast precelków, chętnie wpadamy na kawę :)




Mój mały Precelek po spacerze :)

czwartek, 20 listopada 2014

Chlebak- właśnie taki miał być

Jest już późno, ale muszę koniecznie się pochwalić co mi przyniósł św. Mikołaj :) Wiem, że  jeszcze nie powinien mi dawać tego prezentu, że powinnam poczekać jakieś dwa tygodnie, ale bardzo prosiłam, więc w końcu zgodził się i dał mi wcześniej, z wyraźnym zaznaczeniem, że 6 grudnia już mi nic nie przyniesie :) Oto mój nowy chlebak. Właśnie taki mi się marzył- idealny. Święty Mikołaj znalazł taki w Netto :)




Nie tylko ja jestem zadowolona z prezentu. Florian, mój kot też się bardzo ucieszył... z kartonu po chlebaku.




Codziennie w głowie układam nowe posty, planuję, że wieczorem, gdy Hania zaśnie napiszę coś nowego, może nawet uda mi się poczytać. Stosik książek czeka od wielu tygodni.  Nic z tego :) Kruszyna ma dla mnie inne plany na wieczór, teraz Ona tu rządzi :) Jest 23:30 moja kochana Hańcia dopiero usnęła. Godzina spania cały czas nam się przesuwa, codziennie na późniejszą. Trudno Maleńkiej usnąć wieczorem. Na szczęście kończą się już bóle brzuszka i kolki, ale zaczynają rosnąć ząbki... 
Kiedyś napiszę te wszystkie zaplanowane posty :) a póki co spędzamy czynnie czas, spacerujemy, wietrzymy się, korzystamy z pogody. Co prawda jest już zimno, ale od czego jest ciepły kombinezon i czapka. A na spacerze śpi się bardzo dobrze. Co doskonale widać na poniższych zdjęciach. 




Spacer po rynku i starówce skończył się na najlepszych w Gliwicach pączkach. Pysznych, ciepłych z konfiturą różaną.  Ehh... dieta jak zwykle od jutra ;)




wtorek, 11 listopada 2014

Co ma rogal do świętego Marcina


"(...) Święty Marcin był rzymskim żołnierzem. Pewnego dnia kiedy wjeżdżał wraz z wojskiem do Amiens zobaczył przy bramie miasta zmarzniętego żebraka. Była zima, na dworze tęgi mróz, a ów człowiek odziany był w liche łachmany. Żal się zrobiło Marcinowi żebraka, odciął więc mieczem połowę swojego żołnierskiego płaszcza – cały swój majątek i podarował go nieznajomemu człowiekowi.
Tą historię każdego roku powtarzał proboszcz w poznańskim kościele pw. św. Marcina przed parafialnym odpustem.
W 1891 r.  usłyszał ją piekarz Walenty i postanowił uczynić coś równie dobrego jak święty Marcin. Nie przychodził mu jednak do głowy żaden pomysł. Nie był żołnierzem, nie miał ani konia, ani żołnierskiego płaszcza.
Zaczął więc modlić się do świętego Marcina o pomoc. I tak w nocy w przeddzień odpustu usłyszał na gościńcu stukot końskich kopyt. Wyjrzał za próg i zobaczył rycerza w lśniącej, starodawnej zbroi, na siwym koniu.
Tajemniczy jeździec nie odezwał się słowem, spojrzał tylko na Walentego uśmiechnął się i odjechał. Kiedy piekarz oprzytomniał po dziwnym spotkaniu, zobaczył leżącą na śniegu podkowę. Tak! Teraz już wiedział co ma robić. Przez całą noc napiekł ciasteczek z nadzieniem makowym i bakaliami, uformowanych na kształt końskiej podkowy.
Rankiem po mszy odpustowej rozdał wszystkie ciasteczka biednym. Pomysł piekarza Walentego tak bardzo wszystkim się spodobał, że rogale, bo tak z czasem zaczęto je nazywać, wypiekał co roku. Po jego śmierci tradycję przejęli inni piekarze, zachowując ten sam przepis na nadzienie. Tylko tu w Poznaniu ten jeden raz w roku dnia 11 listopada wypieka się rogale nadziane masą z białego maku, bakalii i śmietany.
Tyle legenda. Tak na prawdę pomysł marcińskich rogali podsunął swojemu szefowi w 1891 r. jeden z poznańskich piekarzy – Józef Melzer. Rogale były rozdawane ubogim po mszy świętej odpustowej 11 listopada. Obecnie takie rogale są wypiekane tylko w tych cukierniach, które posiadają specjalny certyfikat. Co roku poznaniacy zjadają około 300 ton tego przysmaku.
W całym kraju dzień 11 listopada wiąże się z obchodami odzyskania przez Polskę niepodległości. Tylko w Poznaniu te obchody mają zdecydowanie radośniejszy przebieg, bo są połączone z imieninami najważniejszej ulicy w mieście - Święty Marcin.
Po mszy świętej wyrusza barwny korowód z kościoła pod zamek cesarski, gdzie prezydent Poznania przekazuje klucze do miasta świętemu Marcinowi. Aż do wieczora odbywają się różnorodne pokazy i występy, w których biorą udział mieszkańcy miasta i wielu gości, którzy ściągają do Poznania, aby wziąć udział w świętomarcińskiej zabawie." 
http://regionwielkopolska.pl/kultura-ludowa/legendy/poznanlegenda-o-rogalach-swietomarcinskich.html


Nie jestem poznanianką, mieszkam na Górnym Śląsku, ale dzisiaj u mnie kawka i rogale świętomarcińskie. Piękna tradycja i jaka pyszna :) Raz do roku, zawsze kilka dni przed 11 listopada można kupić te smakołyki także w Gliwicach.


Do Poznania mam jednak duży sentyment. Mieszka tam pewna wyjątkowa rodzina Borejków, której losy śledzę od wielu lat. Chociaż dawno wyrosłam z książek dla młodzieży, uwielbiam wracać do Jeżycjady. Gdy byłam w ciąży czytałam Hani właśnie książki Małgorzaty Musierowicz. Nie zdążyłam przeczytać jej całej serii, ale wszystko przed nami. Ciekawa jestem co tym razem słychać u Borejków. Niedługo się dowiem :) Kilka dni temu miała miejsce premiera kolejnej części Jeżycjady pt. "Wnuczka do orzechów". Bardzo lubię klimat tych książek -wesoły, liryczny i krzepiący.



Moja biblioteczka i seria Jeżycjady.

A oto przyszła czytelniczka sagi Borejków.






niedziela, 9 listopada 2014

Andrzejkowe CANDY dobry wiatr

Gorąco zapraszam na andrzejkowe candy. 
Trzeba jakoś umilić te jesienne szare, zimne dni, gdy deszcz stuka w parapet, a wiatr zrywa ostatnie liście z drzew. Macie jakieś sprawdzone sposoby? 
Myślę, że można na przykład zapalić świece, otulić się ciepłym kocem, usiąść w fotelu koniecznie z dużym kubkiem herbaty i ulubioną książką, ale zaraz czegoś brakuje... hmm brakuje jakiegoś ciasteczka :) Trzeba upiec coś pysznego. Może przydadzą się Wam te drobiazgi?





Zasady andrzejkowego candy:

  • Zamieść na swoim blogu zdjęcie z nagrodami oraz linkiem do bloga
  • Wyraź chęć udziału w tym candy - zostawiając komentarz
  • Nie musisz zostawać obserwatorem mojego bloga, ale jeśli zostaniesz będzie mi bardzo miło :)
  • Osoby, które bloga nie mają proszę o pozostawienie pod komentarzem adresu mailowego
  • Są trzy nagrody: pierwsza wylosowana osoba otrzyma miarki kuchenne, druga kokilki, trzecia wieszaczek

Na wpisy czekam do godziny 24 dnia 30 listopada 2014 roku. 

Zapraszam serdecznie!

Słodkiej niedzieli



Są serniki i serniki, no właśnie... ten jest naprawdę idealny. Zachwyciła nas nim ostatnio moja siostra. Niedziela z takim cudem może być nawet zimna i deszczowa. 




Idealny sernik z białą czekoladą


Składniki:

baza na sernik:
  • 1 kg sera
  • 4 jajka
  • 1–2 łyżki cukru pudru
  • 1 łyżeczka cukru z wanilią
  • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
  • 3 tabliczki czekolady białej
spód ciasteczkowy:
  • 20 g masła
  • 160 g ciastek maślanych


Przygotowanie zaczynam od spodu ciasteczkowego – miękkie masło miksuję w siekaczce/blenderze i dodaję pokruszone maślane ciasteczka.

Czas na masę serową. Ser w temperaturze pokojowej przekładam do miski, miksuję i kolejno dodaję po jednym jajku, i za każdym razem bardzo dokładnie miksuję, aż do puszystości. Potem dodaję cukier puder, cukier z wanilią i mąkę ziemniaczaną, i miksuję. A na koniec dodaję roztopioną czekoladę i cały czas miksuję. Jeśli zdarzyłoby się Wam, że czekolada się zetnie (tak się dzieje, jak masa serowa będzie zimna), to nie przejmujcie się, sernik i tak wyjdzie.

Formę dokładnie obklejam folią aluminiową, a na dno wkładam papier do pieczenia (ułatwi to potem oddzielenie sernika od oblepionej formy). Wykładam masę ciasteczkową.

Nakładam masę serową i równam, ale tak, by po środku była leciutka górka, a przy rantach troszkę mniej sera. Ja użyłam formy 22 cm. Formę wstawiam do naczynia z gorącą wodą, woda powinna sięgać do połowy formy. Wstawiam do nagrzanego do 160°C piekarnika i piekę ok. 1 godziny i 20 minut.

Po upieczeniu zostawiam w zamkniętym piekarniku, by sernik przestygł, wyjmuję z wody i zostawiam aby całkowicie wystygł, najlepiej zostawić na cała noc, wtedy sernik się ustabilizuje, równo dojdzie do siebie i będzie najlepszy. Smacznego. (http://kotlet.tv/idealny-sernik-z-biala-czekolada/)




sobota, 8 listopada 2014

Szelest liści

Dzisiaj już poczułam, że listopad się rozkręcił. Zimno, szaro, a co najgorsze mokro. W czwartek korzystając z ostatniego może nie słonecznego, ale ciepłego i suchego dnia wybrałyśmy się na wycieczkę do Rud Raciborskich. Znajduje się tam pocysterski zespół klasztorno-pałacowy z Sanktuarium Matki Boskiej Pokornej.







Przecudne kolory jesieni podziwiałyśmy spacerując w przypałacowym parku.






Jesienne zabawy mojego siostrzeńca obsypywanie i rzucanie się liśćmi. Na początku grzecznie i nieśmiało...


...a później, sami zobaczcie :)



Mam nadzieję, że w przyszłym roku Hania będzie z Iwusiem buszować w liściach, póki co śpi i rośnie, zbiera siły na szaleństwa :)



środa, 5 listopada 2014

Jak kot jesień znalazł...






Jak kot jesień znalazł...


Chłodno... miauknęła Kotka
Do Kota czule się tuląc. 
Czemu to chłodne wiatry
Teraz po świecie wędrują? 

Nie wiem... Kot jej odmiauknął, 
Ogonem leniwie machając. 
Lato pewnie odchodzi, 
Pustkę nam zostawiając. 

I nikt za Lato nie przyjdzie? 
Kotka Kota spytała. 
Było jej coraz zimniej, 
Więc mocniej się w niego wtulała. 

Zapytam Wiatru. Kot miauknął, 
I łapki przed siebie wyciągnął, 
Pazurem za wiatr się zahaczył, 
A wiatr go za sobą pociągnął! 

Wysoko, w górę nad sadem, 
Polem, łąką, ogrodem. 
I patrzył na świat z wysoka, 
Przecudną mając przygodę! 

A patrząc z góry na wszystko
Postać dostrzegł nieznaną, 
W suknię z czerwonych liści
I sznur korali ubraną. 

A kto to? Wiatru zapytał. 
Pani ma. Wiatr wyszeptał. 
Jaka ona jest piękna! 
Gdzie Twoja Pani mieszka? 

Wiatr się tylko uśmiechnął, 
Kota po głowie pogłaskał, 
Tutaj. Cicho wyszeptał. 
Na łąkach, polach i w miastach. 

Po Lecie zawsze przychodzi. 
Przed Zimą hen w dal wędruje. 
Chłody ze sobą przynosi. 
Z drzew wszystkich liście zdejmuje. 

A mógłbyś mnie do niej zanieść? 
Kot nieśmiało zapytał. 
Bo chciałbym ją z moją Kotką 
W naszym sadzie powitać. 

Przelecę tam, pod tym drzewem, 
A ty się złap na gałęzi. 
Ja do Jesieni polecę; 
Poproszę, by poszła tędy. 

I jak powiedział, tak zrobił. 
Wiatr pod drzewem przeleciał, 
A podczas jego przelotu
Każdy liść z drzewa zleciał. 

A Jesień w liści szeleście, 
Kota zdjęła z gałęzi, 
Przy Kotce go posadziła, 
By w Wietrze się nie przeziębił. 

Po głowach ich pogłaskała, 
Do snu ułożyła oboje, 
I poszła dalej przed siebie
W sukni szeleście swojej.

Seweryn Topczewski



Takie oto piękności spotkałyśmy z Hanią na dzisiejszym spacerze. Jestem przekonana, że  te dwa przytulone to te z wiersza :)



Nasz osobisty kot Florian też już jesień znalazł i chyba zamierza ją przespać w wózku Hani.






"(...) jesienią najpiękniej mruczą koty...

No dobrze... mruczą one pięknie przez cały rok. Jednak jesienią ich mruczanki wydają mi się najpiękniejsze. Gdy za oknami deszcz i słota, jakże przyjemnie usiąść przed telewizorem. Kot układa ci się wówczas na kolanach, i mruczy... mruczy... Gdy na dworze szeleszczą liście, a świat robi się kolorowy, kocie mruczanki wprowadzają człowieka w niezwykły nastrój.

Jesienią koty mruczą nam o tym, że świat znów zatacza koło, że wszystko ma swój początek i koniec. Jest trochę smutku w tym kocim mruczeniu, ponieważ przypomina nam, że tak jak po lecie przychodzi jesień i zima, tak po młodości nadchodzi wiek dojrzały a potem starość. Mruczą nam o tym, że na każdego nadchodzi pora. Ich mruczanki opowiadają nam o tych ludziach i zwierzętach, które odeszły już z tego świata.

W jesiennym kocim mruczenie jest jednak również i nadzieja. Przecież – mruczą nam cicho do ucha – jesień przeminie, zima przeminie i znów nadejdzie wiosna. I nawet, gdy przyjdzie nam się pożegnać z tym światem, to przecież gdzieś tam za tęczą, czekają na nas, ci którzy odeszli. Na Tęczowym Moście czekają również ukochani zwierzęcy przyjaciele, by odtąd już zawsze być z nami.

Koty najpiękniej mruczą jesienią... A może po prostu daję się uwieść jesiennemu romantycznemu nastrojowi..." 
http://www.nadrapaku.pl/2013/10/koty-najpiekniej-mrucza-jesienia.html



Mrrrr....mrrrrr..... pięknych snów