niedziela, 22 września 2013

Trochę o lecie...

Dzisiaj pierwszy dzień jesieni. Niestety zabrakło mi lata na pisanie postów na bieżąco. Moje podróże dopiero się skończyły, walizki jeszcze nie rozpakowane. Zabrakło czasu na pisanie postów, ale za to lato (ale mi się zrymowało:) wykorzystane maksymalnie. 
Miesiąc spędziłam w moich kochanych Górach Świętokrzyskich. Moi rodzice mają tam dom. Drewniany z dużym tarasem ukryty w Puszczy Jodłowej. Myślę, że bardzo niedawno tak naprawdę doceniłam jego istnienie. Gdy byłyśmy małe ja i moja siostra spędzałyśmy w nim przynajmniej dwa miesiące w roku. Mamy stamtąd piękne wspomnienia, prawdziwych, beztroskich wakacji. Później wydawało nam się, że jest w naszej enklawie nudno i nie ma co robić (teraz mój 15-letni brat jest na tym etapie). Ciągnęło nas w wielki świat i duże kurorty. Żeby tylko coś się działo, dużo ludzi, gwar. Ten okres już za nami. Chyba dojrzałyśmy :) 
Teraz uważamy, że to NAJPIĘKNIEJSZE miejsce na ziemi. 



Nie ma nic przyjemniejszego niż kawa na tarasie w koszuli nocnej, bez pośpiechu. Widok na las, łąkę i odgłosy przyrody. Taka kawa ma niepowtarzalny smak. Będę na nią czekać cały rok. 
Do okien sypialni zaglądają nam sikorki, które mieszkają w starej jabłoni rosnącej za domem. Jabłoń ta jest piękna, pnie się po niej dzika róża, która cały rok przystraja leciwe drzewo w kwiaty i owoce. 




















































































Były to pierwsze wakacje mojego siostrzeńca. Wydaje mi się, że on też już pokochał to miejsce. Jak myślicie?:)





W naszym domku w leśnym zakątku nie mamy telewizora i stałego łącza internetowego. Nie mamy bieżącej wody i pralki automatycznej. Mamy piękny jodłowy las, krystalicznie czystą wodę w strumieniu i niezastąpioną Franię, która służy nam od wielu lat. Wakacyjne pranie to u nas rytuał. Frania, tara do prania, żeliwna balia -eksponaty, które niektórzy uważają już za typowo dekoracyjne w naszym wakacyjnym domu są w ciągłym użyciu. Pranie odbywa się na tarasie lub przy studni. Najpierw grzejemy wodę, ciepłą wlewamy do Frani-pierzemy, Frania miło furgocze. Wyprane zanosimy do strumienia, tam nabieramy czystą wodę do bali i płuczemy. Czyste, bielutkie rozwieszamy na sznurach na tarasie. Zapach tego wakacyjnego prania -niepowtarzalny. Takie proste czynności mają tam całkiem inny urok, a co najdziwniejsze... można z nich czerpać radość.















Na pewno jeszcze nie raz tej jesieni powrócę na blogu do wakacji, nie tylko tych świętokrzyskich. Wiele pięknych miejsc udało mi się tego lata odwiedzić. Uwielbiam tą energię, którą zabieram ze sobą z tych zakątków, mam nadzieję, że wystarczy mi jej na całą długą jesień i zimę.

Ciepłej nocy Wam życzę- dzisiaj pierwsza jesienna. Dobranoc.

3 komentarze:

  1. W takich miejscach człowiek może naładować akumulatory na następne miesiące pracy. Zazdroszczę takiego miejsca do odpoczynku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  2. Magiczne miejsce i nie dziwię się, że chętnie tam wracasz :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń