wtorek, 11 listopada 2014

Co ma rogal do świętego Marcina


"(...) Święty Marcin był rzymskim żołnierzem. Pewnego dnia kiedy wjeżdżał wraz z wojskiem do Amiens zobaczył przy bramie miasta zmarzniętego żebraka. Była zima, na dworze tęgi mróz, a ów człowiek odziany był w liche łachmany. Żal się zrobiło Marcinowi żebraka, odciął więc mieczem połowę swojego żołnierskiego płaszcza – cały swój majątek i podarował go nieznajomemu człowiekowi.
Tą historię każdego roku powtarzał proboszcz w poznańskim kościele pw. św. Marcina przed parafialnym odpustem.
W 1891 r.  usłyszał ją piekarz Walenty i postanowił uczynić coś równie dobrego jak święty Marcin. Nie przychodził mu jednak do głowy żaden pomysł. Nie był żołnierzem, nie miał ani konia, ani żołnierskiego płaszcza.
Zaczął więc modlić się do świętego Marcina o pomoc. I tak w nocy w przeddzień odpustu usłyszał na gościńcu stukot końskich kopyt. Wyjrzał za próg i zobaczył rycerza w lśniącej, starodawnej zbroi, na siwym koniu.
Tajemniczy jeździec nie odezwał się słowem, spojrzał tylko na Walentego uśmiechnął się i odjechał. Kiedy piekarz oprzytomniał po dziwnym spotkaniu, zobaczył leżącą na śniegu podkowę. Tak! Teraz już wiedział co ma robić. Przez całą noc napiekł ciasteczek z nadzieniem makowym i bakaliami, uformowanych na kształt końskiej podkowy.
Rankiem po mszy odpustowej rozdał wszystkie ciasteczka biednym. Pomysł piekarza Walentego tak bardzo wszystkim się spodobał, że rogale, bo tak z czasem zaczęto je nazywać, wypiekał co roku. Po jego śmierci tradycję przejęli inni piekarze, zachowując ten sam przepis na nadzienie. Tylko tu w Poznaniu ten jeden raz w roku dnia 11 listopada wypieka się rogale nadziane masą z białego maku, bakalii i śmietany.
Tyle legenda. Tak na prawdę pomysł marcińskich rogali podsunął swojemu szefowi w 1891 r. jeden z poznańskich piekarzy – Józef Melzer. Rogale były rozdawane ubogim po mszy świętej odpustowej 11 listopada. Obecnie takie rogale są wypiekane tylko w tych cukierniach, które posiadają specjalny certyfikat. Co roku poznaniacy zjadają około 300 ton tego przysmaku.
W całym kraju dzień 11 listopada wiąże się z obchodami odzyskania przez Polskę niepodległości. Tylko w Poznaniu te obchody mają zdecydowanie radośniejszy przebieg, bo są połączone z imieninami najważniejszej ulicy w mieście - Święty Marcin.
Po mszy świętej wyrusza barwny korowód z kościoła pod zamek cesarski, gdzie prezydent Poznania przekazuje klucze do miasta świętemu Marcinowi. Aż do wieczora odbywają się różnorodne pokazy i występy, w których biorą udział mieszkańcy miasta i wielu gości, którzy ściągają do Poznania, aby wziąć udział w świętomarcińskiej zabawie." 
http://regionwielkopolska.pl/kultura-ludowa/legendy/poznanlegenda-o-rogalach-swietomarcinskich.html


Nie jestem poznanianką, mieszkam na Górnym Śląsku, ale dzisiaj u mnie kawka i rogale świętomarcińskie. Piękna tradycja i jaka pyszna :) Raz do roku, zawsze kilka dni przed 11 listopada można kupić te smakołyki także w Gliwicach.


Do Poznania mam jednak duży sentyment. Mieszka tam pewna wyjątkowa rodzina Borejków, której losy śledzę od wielu lat. Chociaż dawno wyrosłam z książek dla młodzieży, uwielbiam wracać do Jeżycjady. Gdy byłam w ciąży czytałam Hani właśnie książki Małgorzaty Musierowicz. Nie zdążyłam przeczytać jej całej serii, ale wszystko przed nami. Ciekawa jestem co tym razem słychać u Borejków. Niedługo się dowiem :) Kilka dni temu miała miejsce premiera kolejnej części Jeżycjady pt. "Wnuczka do orzechów". Bardzo lubię klimat tych książek -wesoły, liryczny i krzepiący.



Moja biblioteczka i seria Jeżycjady.

A oto przyszła czytelniczka sagi Borejków.






4 komentarze:

  1. piekna zastawa i Wy dziewczeta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka śliczna malutka:) moja właśnie pół roczku skończyła niedawno:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale śliczny bobas ;) i kolekcja książek zacna! Uwielbiam książki też zapycham nim regały po brzegi i w sumie już pora kupić nowy regał ;p
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczniutka córcia :))) Na pewno będzie się zaczytywać w pokaźnej kolekcji książek mamusi :))
    A rogala marcińskiego przyznam jadłam tylko raz..baaardzo mi smakował, ale już nie udało mi się nigdy kupić takich dobrych... Piękna porcelana :)

    OdpowiedzUsuń